Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

— Ależ to okropne!... — zawołał, zrywając się mimowolnie z miejsca — czy mogą dziać się takie zbrodnie na świecie?
Odźwierna odezwała się znowu, nie odstępując od kuchni:
— Wszystko to są wymysły złych języków. Jakto, człowiek, co wyleczył Alfreda z reumatyzmu, człowiek, co sprowadził zioła z Libanu, co na sześć zębów, pięć wyrywa darmo i komorne opłaca regularnie co kwartał zgóry... nie może być!... Choćbym umierać miała, nie uwierzę...
Kiedy pani Pipelet tak piorunowała na oszczerców Bradamantiego, Rudolf przypomniał sobie list, który przyszedł do szarlatana... tam łza padła na adres i zalała litery umyślnie zmienione... Mimowolnie przeczuwał, że jest prawdą wszystko, co mówią o szarlatanie.
— Ach! otóż Alfred!... zawołała odźwierna.