Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/478

Ta strona została skorygowana.

nim stary notarjusz, potwór, który także prześladuje Ludwikę.
— Ludwikę, tę samą, do której tu przy chodzisz?
— Tak jest; służyła u tego notarjusza, a Germain był u niego kasjerem. Nie mam czasu tłumaczyć ci obszernie, o co go oskarża, ale to pewna, że ten niegodziwy człowiek jak wściekły pastwi się nad biednymi ludźmi, co mu nigdy nic złego nie zrobili. Lecz cierpliwości! cierpliwości! przyjdzie kolej i na niego. — Rigoletta wymówiła ostatnie słowa tonem, który zaniepokoił panią Seraphin; baba chciała się czegoś więcej dowiedzieć, dlatego wmieszała się do rozmowy.
— Kochana panienko — rzekła z przymileniem do Marji — późno; nie mamy czasu, czekają nas, pojmuję, że chciałabyś słuchać, co ta panna mówi, bo i ja, choć nie znam osób, o których wspomina, boleję nad losem młodego Germaina i dziewczyny. Ach, Boże! czy podobna, żeby na świecie byli ludzie tak źli! jakże się nazywa ten notarjusz, moja panienko?
Rigoletta nie miała żadnego powodu nie ufać pani Seraphin; przypomniawszy sobie jednakże przestrogi Rudolfa, który jej zalecił najgłębszą tajemnicę co do skrytej swojej opieki nad Germainem i Ludwiką, żałowała swojej prędkości.
— Ten niegodziwiec nazywa się Ferrand — odpowiedziała więc Rigoletta, dodając zręcznie, aby naprawić lekką swą nieuwagę — tem gorzej z jego strony, że dręczy tych biedaków, bo nikt się niemi nie zajmuje, nikt o nich nie dba, tylko ja jedna, a to im mało pomoże.
— O! są serca dosyć szlachetne, żeby to uczynić! — rzekła Marja po chwili namysłu, powściągając swe uniesienie. — Ja znam człowieka, co uważa sobie za obowiązek opiekować się tymi, co cierpią, i bronić ich; równie jest dobrotliwy dla poczciwych, jak niewypowiedzianie straszny dla złych.
Rigoletta zdziwiona spojrzała na Gualezę i już miała