Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

twoje słowo będzie modlitwą... Jesteś śmiały i okrutny, bo jesteś silny... Dziś będziesz łagodny i pokorny, bo będziesz słaby... Dziś serce masz zamknięte dla skruchy... kiedyś będziesz płakał nad twemi ofiarami... Z człowieka zrobiłeś się dzikim zwierzem, kiedyś ostatnia twoja prośba do Boga będzie o to, abyś umarł przy żonie i synu.
Rudolf domówił te słowa smutnym głosem. Bakałarz nabrał znowu odwagi, rozumiał, że Rudolf chce go tylko nastraszyć. Ośmielony, rzekł doń z bezczelnym śmiechem:
— Do czego to wszystko zmierza? czy tu gramy w szarady?
Rudolf tylko smutnie potrząsnął głową i rzekł:
— Dawidzie... weź się do dzieła... mnie jednego niech Bóg ukarze, jeżeli się mylę.
Doktór zadzwonił; weszli dwaj słudzy czarno ubrani; murzyn pokazał im na drzwi bocznego gabinetu. Słudzy wtoczyli do tego gabinetu fotel z Bakałarzem i na rozkaz doktora przywiązali głowę zbrodniarza do poręczy, a usta zatknęli mu chustką.
— Chcecie mnie udusić!... — wołał Bakałarz.
Słudzy na znak doktora oddalili się.
Murzyn wszedł zwolna do gabinetu.
— Panie Rudolfie, strach mnie bierze. — rzekł Szuryner, — przemów choć słowo... Co tam murzyn robi Bakałarzowi? nic nie słychać...
Dawid wrócił do sali, usta mu zbielały. Zadzwonił. Słudzy znowu weszli, przynieśli krzesło, na którem siedział Bakałarz i odwiązali chustkę.
— Chcecie mnie brać na tortury? — zawołał Bakałarz. — Naco kłuliście mnie w oczy?... To boli... I czemuż to pogasiliście wszystkie światła?
Przez chwilę panowało straszne milczenie.
— Jesteś ślepy... — rzekł nakoniec Dawid.
— Nieprawda... to być nie może... Umyślnie zgasi-