Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

na czynność, artystyczna czy inna. Są okresy, gdzie wszystko idzie gładko, jedzie sobie człowiek jak tramwajem po szynach. Nagle, niewiadomo skąd, przychodzi moment wyjścia z siebie, wyważenia z szyn. Z jasnego wszystko staje się problematyczne, z prostego skomplikowane. Każda myśl robi się niby pudełeczko, w którem siedzi drugie pudełeczko, w niem trzecie pudełeczko, etc., a w ostatniem ptaszek, który furka w powietrze i ćwierka: „to nie to, to nie to”. I sypże mu soli na ogon! Ale myśli to głupstwo, myśli mają w literaturze mniejsze znaczenie niżby się przypuszczało. Gorzej ze słowami. Biada artyście, gdy zwątpi w słowo; to tak jakby kapłan zwątpił w swoje powołanie. I takie perypetje zna literatura! Słowa wydają się naraz głupie, fałszywe, zużyte, ach jak zużyte, wytarte. Zrzucić wszystkie na kupę do kotła, stopić je i zacząć je bić nowym stemplem, takie szalone myśli lęgną się od czasu do czasu i są motorem wszystkich dadaizmów i „futuryzmów”. Na najspokojniejszego człowieka przychodzą takie chwile. Każde słowo szczerzy wówczas urągliwie zęby, obnaża się zuchwale, rozbiera się do koszuli, błyska na chwilę cyniczną nagością, aby tuż potem niby prześwietlone promieniem Roentgena, ukazać swój szkielet i rozpaść się w proch nicości. Jakby to zilustrować na przykładzie? Wyobraźcie sobie... Dobrze: poco szukać dalej; weźmy to pierwsze z brzegu słowo: „wyobrazić”. Co to jest wyobrazić? Rozłóżmy je: wy-obrazić. Coś jak kopać i wy-kopać, jechać i wyjechać, pchnąć i wy-pchnąć. „Wy” jest tylko przy-