Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/63

Ta strona została skorygowana.
Na nią samą spaść nie może;

W naszem sumieniu największą część złożę.
Alfredzie, tego rodzaju urazy
Jednym zwyczajnie kończą się wyrazem;
Wiem, co odpowiesz, ale wiem zarazem,
I to przyznasz — że w tej dobie,
Jaka bądź żądza szalona
Wre w głębi naszego łona,
Musim zapomnieć o sobie.
Jest obowiązkiem naszego honoru
Chronić od skazy, od skazy pozoru
Tę, co zbyt ufna, serca tylko żyjąc wiarą,
Przewrotności dziś naszej stała się ofiarą.

ALFRED. Rozumiem — i przyrzekam święcie, że w tym względzie
Wola twoja, jaka bądź, prawem dla mnie będzie.

(Kłaniają się zimnym ukłonem i odchodzą w przeciwne strony).

Uderzające jest, że, wprowadzając tak znaczną zmianę, redakcja wydania warszawskiego nie poczuwała się do obowiązku usprawiedliwić jej najmniejszem objaśnieniem, skąd ten tekst wzięto i na jakiej zasadzie. Następne skolei wydanie, lwowskie (1897, pod redakcją Biegeleisena), daje również w tekście zakończenie drugie, pierwotne zaś zamieszcza w przypisach z następującą lakoniczną adnotacją: „Sceny dziesiątej i ostatniej (56, 6—22) nie znajdujemy w R1 W1”.
Toż samo ostatnie wydanie Ossolineum (Lwów 1926, pod redakcją prof. Kucharskiego) daje w tekście redakcję drugą, w przypisach pierwszą, objaśniając zarazem ogólnie, że warszawskie wydanie (1880) zawierało „zmiany poczynione przez poetę przed r. 1870”, temsamem użyto go jako podstawy. Wynikałoby z tego, że ta druga redakcja finału Męża