Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

dziwu. Nie zbliżał się do niego, tak, jak będąc dzieckiem, w Kostrzynie we dworze, kiedy go panicze zawołali, bał się do ręki wziąć zabawki, aby nie zgnieść. Wydawał się sobie przy tym smukłym, cienkim, ośmnastoletnim chłopaku, takim grubym, ciężkim chłopem, takim chamem! Obchodził Rdzawicza, jakby to był przedmiot szklanny. Wszyscy sobie w szkole mówili »wy«, ale z Rdzawiczem był Tężel zawsze na »pan«.
— Ja tak rzeźbię, jak pies gra na drumli — myślał — ale ten...
I coraz większa opanowywała go względem Rdzawicza nieśmiałość.
Zeszło może ze dwa miesiące, a stosunek między nimi ani na krok nie postąpił, mimo, że pracowali dzień w dzień obok siebie. Tężel był nieśmiały. Rdzawicz wogóle trzymał się dosyć daleko od kolegów.
— On tu na nas patrzy, jak kawka na pasternak, ale ma do tego prawo — myślał Tężel.
Aż jednego dnia Rdzawicz zbliżył się ku niemu i rzekł:
— Panie Tężel, ja mam do pana jedną wielką prośbę.
— Czemże mogę służyć? — spytał Tężel i czuł, że się czerwieni, jak przed panną.
— Widzi pan, ojciec mi przysłał trochę pieniędzy i sprowadziłem sobie mały kawałeczek marmuru, bo chcę coś rzeźbić, ale nie mogę sam obtłuc. Czyby mi pan nie pomógł? Marmur nie jest duży, może półtorej stopy.
— Owszem, z całą chęcią. Kiedy mam przyjść?