Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/40

Ta strona została skorygowana.

właściwie było, jakaś gorączka. Gdy przyszedłem pierwszy raz znów do pałacu, blady i mizerny, zostaliśmy po kolacyi sami w jadalnym pokoju. Marya popatrzała na mnie smutno, a potem uśmiechnęła się i powiedziała, że jej się śniło, iż wyszła z pałacu i spotkała ludzi, którzy nieśli trumnę przez ogród w stronę domku, w którym ja byłem chory. Spytała się ich, dokąd idą i dla kogo ta trumna? Ci ludzie odpowiedzieli, że ja jestem bardzo chory i że dla mnie ją niosą. Wtedy poszła za nimi i weszła do mego pokoju. Zobaczyła, że ja leżę na wznak, z pochyloną w tył głową, z zamkniętemi oczyma, blady, prawie zielony. Koło łóżka był jej wuj, babka, Jadwiga i dużo nieznanych jej ludzi. Wszyscy popatrzeli na nią. Podeszła ku łóżku i pochyliła się nademną. Ja wtedy począłem oczy otwierać i poruszyłem się, jakbym się ożywiał pod wpływem jej oddechu... Tak to doskonale pamiętam, powtarzam wam zupełnie dosłownie, co mówiła. Wziąłem ją za ręce i powiedziałem jej: może tak naprawdę będę umierał i może mię pani naprawdę ożywi — ale równocześnie zrobiło mi się dziwnie smutno i jakiś mróz mnie przeszedł. W tej chwili weszła do pokoju Jadwiga, spojrzała na nas, patrzała długo i powiedziała nam: »Kochacie się, to się pobierzcie« — i wyszła.
Ścisnąłem silniej ręce Maryi i spytałem jej się: »Czy chcesz, żebym cię wziął?« A ona jakoś opadła ciałem ku mnie i odszepnęła mi: »Weź mię...«
Rdzawicz umilkł, głos mu się zerwał w gardle, poczęło go dławić łkanie. Przerwic siedział ze spusz-