Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/12

Ta strona została przepisana.

podnosząc głowę — nie myślę też szukać żony między arystokracyą, prędzéj zaślubię jaką primadonnę z San Carlo, albo baletniczkę z La Scala.
— Ekscelencya żartuje?
— Nigdy nie żartuję.
— Coby na to powiedzieli szlachetni przodkowie, przesławni condottieri, których portety zdobią sale pałacu przy Porta Serrata.
Starzec drgnął i, blady z gniewu, wyszedł na balkon. Mariano udał się za nim. Przed restauracyą tłoczyła się ciżba, otaczając gromadkę ulicznych muzykantów, będących plagą Londynu. Dwóch chłopaków rzępoliło na skrzypcach, trzeci brzdąkał fałszywie na harfie, a przy tym wrzaskliwym akompaniamencie jakaś kobieta śpiewała sławne brindisi z „Trviaty“.
— Piękny głos, ale żadnéj szkoły — rzekł Mariano — ach! gdybym ja był jéj dawał lekcye!...
— Héj! piccola! — zawołał Ekscelencya — masz szylinga! Przyjdź tu na górę i zaśpiewaj nam jaką canzonettę.
Kobieta podniosła głowę i, dokończywszy aryi, weszła do domu. Za chwilę stanęła w gabinecie.
Była to włoszka wspaniałéj urody, wysoka, smukła, o śniadéj cerze cór południa, wielkich oczach barwy alpejskich fiołków i przepysznych kruczych splotach, spiętych złotą szpilką. Rysy jéj przypominały typ transteweranek, uwieczniony przez geniusz Sanzia. Jaskrawy jéj ubiór, na tandecie kupiony, musiał pochodzić z garderoby teatralnéj; przy staniku miała bukiet róż polnych.