Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/62

Ta strona została przepisana.

— Namyślę się i za kilka dni dam panu znać o mojém postanowieniu — rzekł po chwili.
Notaryusz złożył papiery, zamknął tekę i, skłoniwszy się, odszedł poważnym krokiem.
— Poco się tak spieszyć z tém małżeństwem? — mówiła pieszczotliwie Rozyna — poczekajmy jeszcze.
— Ale chciałbym mieć cię nazawsze dla siebie.
— Więc słuchaj — rzekła uroczyście — ja znam węzeł mocniejszy niż małżeństwo: śmierć... Jeżeli nas zdradza ukochana istota, trzeba ją zabić i samemu potém odebrać sobie życie.
Długie milczenie nastało po tém wyznaniu wiary.
— Dobrze — rzekł nakoniec Marceli — zgadzam się i na to.




Polna róża.

Dzień był na schyłku, ciepły i promienny dzień wrześniowy, srebrzyste mgły napływały od morza i podnosiły się ku blademu niebu. W parku Sasseville głęboka panowała cisza, umilkły ptaki i żaden liść nie poruszał się na drzewach. Zachodzące słońce rzucało ukośne blaski na trawniki, ale w gęstwinach było już jak w nocy.
Rozyna i Marceli szli zwolna aleją: spuszczającą się ze wzgórza: on objął ramieniem jéj kibić, ona przytuliła głowę do jego piersi, ale^oboje milczeli; zdawało się, że nie chcą dźwiękiem rozmowy przerwać skupienia przyrody, sposobiącéj się do snu nocnego. Przed