Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/64

Ta strona została przepisana.

wiem co jutro z sobą przyniesie, ale cokolwiek się stanie, ja cię kocham i zawsze kochać będę... Czy ty wzajemnie dochowasz mi wierności? czy będziesz miał zawsze w sercu tę miłość gorącą, która jest dla mnie skarbem najdroższym?... Weź tę różę, której imię noszę, a w chwilach smutku i zwątpienia spojrzyj na nią: choćby ci się zdawało, żeś przestał kochać, ona ci powie — kochaj!
Rozyna ucałowała różę i podała ją Marcelemu; on pochwycił w objęcia czarodziejkę, dla któréj poświęcił honor i rodzinę.
Szelest kroków przerwał im chwilę upojenia: od zamku szybko szedł służący.
— Jakiś pan przyjechał i chce się widzieć z księżną — rzekł, podając bilet wizytowy. Rozyna pochwyciła go i zbladła.
— Idę zaraz.
— Któż to taki? — zapytał Marceli, wyciągając rękę po bilet.
Rozyna podarła go w drobne kawałki.
— Mój ziomek i powinowaty; muszę go przyjąć.
— Idę z tobą.
— O nie, zostań, błagam!... To Traventi, jeden z sekundantów księcia. Sądzę, że widok jego nie sprawiłby ci przyjemności... Idź nad morze, najdroższy, za pół godziny przyjdę do ciebie.
Biegła pod górę i przesyłała Marcelemu od ust pocałunki; za chwilę postać jéj znikła pod jaworami.
Marceli patrzył za nią długo, a potém otworzył furtkę i poszedł nad morze. Ściemniało się już, ale na widnokręgu płonęły jeszcze ostatnie łuny zorzy za-