Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

do moich psów... Dziwna rzecz! Chcę zatrzymać myśl na śmierci... ani sposób. Widzę jakąś plamę... i więcej nic.
Znowu obrócił się ku ścianie, a Wasil Iwanowicz wyszedł z pokoju i stanąwszy w sypialni żony, rzucił się na kolana przed obrazami świętych.
— Módl się, Arino, módl się! — jęknął, — nasz syn umiera!


∗             ∗

Doktor, ten sam fizyk powiatowy, który nie miał przy sobie kamienia lapisowego, przyjechał, a zbadawszy chorego, poradził trzymać się metody wyczekiwania, przyczem dorzucił parę słów o możności powrotu do zdrowia.
— Więc zdarzały się panu wypadki, ażeby ludzie w moim stanie nie odjeżdżali na pola elizejskie? — zapytał Bazarow — i pochwyciwszy nagle nogę ciężkiego stołu stojącego obok, potrząsł nią z taką mocą, że stół ruszył z miejsca.
— Siłę mam, — rzekł, — mam ją jeszcze całą, a umierać trzeba!... Starzec miał czas przynajmniej odzwyczaić się już od życia, ale ja... Chodźże tu jeden z drugim i spróbuj zaprzeczyć śmierci... Zaprzeczy ci ona gruntownie i basta. Kto tam płacze? — dodał po chwili. — Matka? biedactwo! kogo też ona będzie teraz karmić swojemi świetnemi barszczami? A i ty, Wasil Iwanowicz, jak widzę, tracisz także odwagę. No, skoro ci chrześcijaństwo nie pomaga, bądźże filozofem, stoikiem. Chwaliłeś się przecie, żeś filozof.
— Co ja tam za filozof! — cyknął Wasil Iwanowicz i łzami zalały mu się policzki.
Bazarow czuł się gorzej z każdą godziną; choroba