Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

błazeństwa artystów. Chodźmy lepiej chrząszcza obejrzeć.
I obaj przyjaciele poszli do pokoju Bazarowa, w którym już się rozeszła jakaś woń medyko-chirurgiczna, zmieszana z zapachem machorki.

VIII.

Paweł Piotrowicz nie był długo obecny przy rozmowie brata z rządcą, człowiekiem wysokiego wzrostu, chudym, o chytrym wzroku i słodziutkim głosie, który na wszystko co mu powiedział Mikołaj Piotrowicz odpowiadał: „tak, tak, prawda; rozumie się, nie inaczej“ i starał się dowieść, że wszystkie chłopy są opojami i złodziejami. Niedawno urządzone na nowy sposób gospodarstwo skrzypiało, jak nienasmarowane koło, trzeszczało, jak sprzęt domowej roboty z wilgotnego drzewa. Mikołaj Piotrowicz nie rozpaczał, ale często gęsto wzdychał i zamyślał się; czuł, że bez pieniędzy nic się nie da zrobić, a pieniądze już prawie wszystkie puścił między ludzi. Arkadjusz mówił prawdę: Paweł niejednokrotnie wybawiał brata z kłopotów. Nieraz, bywało, widząc, jak ten ostatni łamał sobie głowę nad sposobem wydobycia się z opałów, Paweł podchodził zwolna ku oknu i wsunąwszy ręce w kieszenie, mruczał przez zęby: mais je puis vous donner de l’argent, i dawał mu pieniądze; ale tym razem i on nic nie miał, wolał zatem prędzej się oddalić. Szczegóły gospodarskie nudziły go; przy tem zdawało mu się ciągle, że Mikołaj, pomimo całego zapału i zamiłowania w pracy, nie tak się bierze do dzieła, jakby wypadało, chociaż nie potrafiłby wcale wskazać, w czem brat mianowicie błądzi. „On za mało praktyczny“, — myślał w duchu, —