Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

ale dajcie nam co zjeść. Jesteśmy strasznie głodni; każcie też przynieść buteleczkę szampańskiego.
— Sybaryta — odezwała się Eudoksja ze śmiechem. (Kiedy się śmiała, pokazywała nietylko górne zęby, ale i górne dziąsła). — Nieprawda, Bazarow, że to sybaryta?
— Lubię komfort, poważnie wyrzekł Sitnikow. — To mi jednak wcale nie przeszkadza być liberałem.
— I owszem, to przeszkadza, bardzo przeszkadza! — zawołała Eudoksja i wydała jednej ze swoich sług zarządzenie co do śniadania i co do szampańskiego. — Jakie wasze zdanie o tem? — dodała, zwracając się w stronę Bazarowa — jestem pewna, że podzielacie moje zdanie.
— Nie — odparł zapytany — kawałek mięsa lepszy niż kawałek chleba, nawet z chemicznego punktu widzenia.
— A! wy się zajmujecie chemją? To moja namiętność! Ja nawet sama wymyśliłam jedną maść.
— Maść? wy?...
— Tak jest, ja. A wiecie do czego? Na lalki, aby się nie tłukły. Jestem strasznie praktyczna. To wszystko jednak jeszcze nie gotowe. Muszę wprzódy poszperać w Liebigu. Ale, ale, nie czytaliście czasem artykułu Kisliakowa o pracy kobiet w „Moskowskich Wiedomostjach“? Przeczytajcie koniecznie. Zapewne interesujecie się kwestją kobiecą? Niemniej i szkołami? Czem się zajmuje wasz przyjaciel? Jakie jego nazwisko?
Pani Kukszyna rzucała swoje pytania jedno po drugiem, nie czekając na odpowiedzi; rozpieszczone dzieci gawędzą w ten sposób ze swojemi niańkami.
— Nazywam się Arkadjusz Mikołaicz Kirsa-