silniejsze od nas. Największe twoje ofiary nie dadzą mi szczęścia. Najlepiej uczynimy, gdy się rozstaniemy.
Aniela, zdenerwowana zaczęła biec po pokoju, po czym usiadła na kozetce, zakryła twarz rękami i wybuchnęła płaczem.
Usiadł przy niej. Objął ją silnym ramieniem. Bliskość jej ciała oszałamiała go do nieprzytomności...
Drżała, jak w febrze. Była bezbronna. Patrzał na Anielę, która przymknęła oczy. Janek wyrzucał te raz z siebie gorące słowa o miłości, szczęściu i rozkoszy. A w mózgu huczało i wołało: „Janku, prędzej, prędzej teraz albo nigdy!“ Jego zuchwałość potęgowała się z chwili na chwilę. Już był tak bliski szczęcia!... Zdawało mu się że i ona tego pragnie!...
Już nie panował nad sobą. Uniesienie go porwało. Nie wiedział, co czyni. Ale oto Aniela, zwinnym ruchem zadała mu silny cios w twarz.
— Ty... — nie dokończyła zdania. — Jak śmiałeś?...
— W Warszawie mówiłaś mi, że pragnęłaby« mieć dziecko, którego byłbym ojcem.
— Wówczas byłam szalona, jeszcze wierzyłam w możliwość twego nawrócenia.
— Nie mam do ciebie żalu. Do razów przywykłem. Wołałbym być przez ciebie bity przez całe życie, niż stracić cię...
— Nie chciałam tego — szlochała, obejmując go ciepłymi ramionami. — Gdy ujrzałam naraz twoją wykrzywioną twarz, nabiegła krwią, twarz przestępcy, opanowała mnie taka odraza, nienawiść, że musiałam ciebie odepchnąć od siebie...
— Rozumiem odparł Janek — wystarczy, gdy mi powiesz: — idź sobie, a więcej mnie nie ujrzysz!
Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/250
Ta strona została przepisana.