Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/184

Ta strona została przepisana.

słonia wielkiego jak góra. Między temi dwiema naturalnemi wieżami tajemniczego miasta potworów, znajdował się tylko wąski przesmyk, w który rzucała się fala. Przesmyk ten kręty i na swej długości wielokrotnie pozałamywany, podobny był do ułamka ulicy między dwoma murami. Skały te nazywano bliźniętami Douvres. Był Douvres Wielki i Mały, jeden miał sześćdziesiąt stóp wysokości, a drugi czterdzieści. Ciągły przepływ fal podpiłował te skały w samej linji wodnej, a gwałtowna burza około porównania dnia z nocą 26 października 1859 r. wywróciła jedną z nich; mniejsza, która pozostała, jest także uszkodzona.
Jedna z najszczególniejszych skał grupy Douvres nazywa się Człowiek, ta do dziś dnia istnieje. W ostatnim wieku rybacy zagnani na te nurty znaleźli na szczycie owej skały trupa; tuż koło niego leżało mnóstwo wypróżnionych muszel. Jakiś rozbitek schronił się na tę skałę, żył tam pewien czas skorupiakami i umarł. Stąd powstała nazwa Człowiek.
Ponurą jest samotność wód. Jest to zarazem gwar i milczenie; to, co się tam dzieje, nie dotyczy już ludzkiego rodzaju. Takiem jest osamotnienie skały Douvres. Dokoła, jak okiem zajrzeć — niezmierna przestrzeń fal.

II.
Nadspodziewany koniak.

W piątek zrana, na drugi dzień po odpłynięciu statku Tamaulipas, Duranda pożeglowała do Guernesey. Opuściła Saint Malo o dziewiątej godzinie.
Czas był pogodny, żadnej mgły; zdawało się, że stary kapitan Gertrais-Gaboureau klecił trzy po trzy.