Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/206

Ta strona została przepisana.

Potem rzekł do Guerneseyczÿka:
— Byłem u steru, pan patrzyłeś na skałę; na jekiej ławie Hanois znajdujemy się?
— Na Mauve Tylko co, gdy się rozjaśniło, najdokładniej poznałem, że to ona.
— Jeśli znajdujemy się na Mauve, zaczął znowu Clubin, mamy więc z lewej strony wielki Hanois, a mały z prawej. Znajdujemy się o milę od lądu.
Osada i podróżni słuchali, drżąc z niepewności oczekiwania, z oczami wlepionemi w kapitana.
Ulżenie statkowi do niczego by nie doprowadziło, a zresztą było niemożebne. By ładunek wyrzucić w morze trzebaby było pootwierać okna i tym sposobem ułatwić wpadanie do wody. Zarzucenie kotwicy również było bezużytecznem, bo i tak starek był przygwożdżony. Zresztą na takiej mieliźnie, łańcuchy przeważyłyby kotwicę. Ponieważ maszyna nie była naruszona i można było posługiwać się nią, dopóki nie wygaśnie ogień, to jest kika jeszcze minut, możnaby więc zrobić wysilenie, natężyć parę i koła, cofnąć się i zerwać ze skały. W takim razie statek wnetby zatonął. Skała zatykała otwór do pewnego stopnia i przeszkadzała wpadaniu wody. Po usunięciu tej zapory niepodobnaby było nastarczyć nurtowi wody pompami. Kto wyjmuje sztylet, w sercu utkwiony, zabija natychmiast ranionego. Odczepić się od skały znaczyło: pójść na dno.
Woły podtapiane wodą pod pokładem, poczęły ryczeć.
Clubin zakomenderował:
— Szalupa na wodę.
Imbrancam i Tangrouille rzucili się ku szalupie i odwiązali liny. Reszta załogi patrzyła przerażona.
— Wszyscy do roboty, zawołał Clubin.
Na ten raz wszyscy byli posłuszni.