Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/221

Ta strona została przepisana.

Szczególne zjawisko: obłuda śmie ufać. Obłudnik powierza się jakiejś obojętnej władzy nieznajomego świata, zdającej się na złe przyzwalać.
Clubin zapuścił wzrok w przestwór.
Położenie było rozpaczne, ale czarna jego dusza nie doszła jeszcze do rozpaczy. Mówił sobie, że po owej długiej mgle, okręty, które ją chciały przeczekać i stały w miejscu, czy to pod żaglem, czy na kotwicy, teraz znów popłyną; być może, iż który z nich ukaże się na widnokręgu.
I rzeczywiście mignął jakiś żagiel.
Dążył ze wschodu na zachód.
Im więcej się zbliżał, tem szczegóły jego były wydatniejsze. Maszt jeden tylko był na nim, Urządzenie jak na galiocie, a maszt stał prawie poziomo. Był to kutter.
Za pól godziny nie później, płynąć będzie niezbyt daleko od Douvres.
Clubin mówiłsobie: jestem ocalony.
W chwili, jak ta, w której się znajdował Clubin, nie myśli się o niczem tylko o życiu.
Być może, iż był to kutter cudzoziemski. Kto wie, czy nie jeden ze statków przemytniczych udający się do Plainmont? Może to sam Blasquito? W takim razie ocalone jest nie tylko życie, ale i fortuna; spotkanie na skale Douvres, przyśpieszając rozwiązanie, zbytecznem czyni wyczekiwanie w domu nawiedzonymi cała sprawa skończy się na otwartem morzu, wszystko się sczęśliwie odmieni.
Cała pewność powodzenia wkroczyła znów gorączkowo w ciemnie tego umysłu.
Dziwne to, jak łatwo łotry wierzą, że się im powodzenie należy.
Jedno już tylko pozostawało do zrobienia.