Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/25

Ta strona została przepisana.

Gilliat, chociaż niebogaty mógł jednak żyć nic nie robiąc. Dalej ogród, który uprawiał szczęśliwie i, który rodził mu ziemniaki, pomimo burz w czasie porównania dnia z nocą. Wreszcie wielkie księgi, leżące na półce, które czytywał.
Jeszcze inne były powody.
Dlaczego żył samotny? Dom Gilliata był jakby szpitalem, a on sam siedział w nim oddzielony od ludzi, jakby na kwarantannie. Jakże się nie miano dziwić jego odosobieniu? zwalono też na niego odpowiedzialnośćą za próżnię, którą go otoczono.
Nigdy w kościele nie bywał, a często wychodził w nocy. Rozmawiał z czarownikami. Raz widziano, jak siedział w trawie z miną osowiałą. Odwiedzał starożytne granitowe pomniki i kamienie wróżek, rozproszone po okolicy. Zdawało się pewnem, iż widziano go raz kłaniającego się uprzejmie tak zwanej Śpiewającej Opoce. Kupował wszystkie przynoszone mu ptaki i wypuszczał je na wolność. Był grzeczny z mieszczanami, których spotykał na ulicach w Saint-Samson, ale chętnie nakładał drogi, by ich wyminąć. Często łowił ryby i zawsze powracał ze zdobyczą. Pracował w ogrodzie w dni niedzielne. Miał szkocki rożek, kupiony u żołnierzy przechodzących przez Guernesey i o zmierzchu przygrywał sobie na nim, usiadłszy na skale nad brzegiem morza. Robił poruszenia jakby coś siał. Co tu począć z takim człowiekiem?
Co do książek pozostałych po zmarłej kobiecie, a które czytywał, te także niepokoiły. Wielebny Joachim Herode, pastor w Saint-Sampson wszedłszy do domu Gilliatta dla pogrzebania zmarłej kobiety, wyczytał na grzbietach tych książek następujące tytuły: Dykcjonarz Rosie’ra; Kandyd, przez Woltera; Rady dla ludu, zdrowia dotyczące, przez Tyssota.