Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/383

Ta strona została przepisana.

dwie zalety tamy: giętkość plecionki i moc muru. Wał wody rozprysnął się o nią deszczem.
Spływająca piana, ślizgając się wzdłuż zygzaków cieśniny nikła przy krypie.
Człowiek, który nałożył ten kaganiec oceanowi, nie spoczął.
Szczęście jego, że burza błądziła czas niejaki. Zawzięte fale zniżyły się do podnóża skały. Była to chwila ich wypoczynku. Gilliatt skorzystał z niej dla uzupełnienia tylnej zapory.
Na takim znoju dzień przeszedł. Burza ciągle powtarzała swe napady na skałę z gronową uroczystością. Urna wody i druga ognia, ukryte w chmurach zionęły, ale się nie wypróżniły. Górne i dolne falowanie wiatru podobne było do poruszeń smoka.
Noc nadeszła, a nie było znać tego, była już i przedtem.
Zresztą nie była to ciemność zupełna. Burze oświetlane i oślepiane błyskawicami, mają kondygnacje widzialne i niewidzialne. Wszystko jest białe, potem wszystko czarne. Jesteś świadkiem zjawiania się widziadeł i powrotu ciemności.
Warstwa fosforu czerwona czerwienią zorzy północnej, kołysała się jak szmata płomienia poza chmur gęstwiną. Stąd rozległa bladość. Połyskiwała deszczowa opona.
Jasność ta dopomagała Gilliattowi i kierowała nim. Raz zwrócił się on ku błyskawicy i powiedział: poświeć mi trochę!
Przy tem świetle zdołał podnieść zaporę tylną wyżej od przedniej. Tym sposobem tama była prawie zupełnie wykończona. Gdy Gilliatt umocowywał główną belkę dodatkowemi linami, wiatr dmuchnął mu prosto w twarz; podniósł głowę — wiatr nagle zmienił się w północno-wschodni. Szturm do cieśniny od