Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/161

Ta strona została przepisana.


I.

Boruta, jest-to nazwa sławnego djabła, co dotąd siedzi pod gruzami Łęczyckiego zamku. Żyje długo, bo już niemal cztery wieki przeżył; teraz przecie musiał się zestarzeć, gdyż wielce się ustatkował, i mało o sobie daje wiadomości. Imię to, było głośném szeroko i długo, a nie jeden Piskorz szlachecki, chciawszy dogryźć sąsiadowi, przeklinał: Żeby go Boruta zdusił, albo łeb ukręcił! — a djabeł chętny złorzeczeniu, dopełniał nie raz życzenia.
W pobliżu zamku Łęczyckiego, mieszkał szlachcic niewiadomego nazwiska i herbu, rosły i silny. Nikt z nim nie mógł się mierzyć na szable, bo za pierwszém złożeniem, przeciwnikowi silnym zamachem wytrącał oręż z ręku. Jak się raz plecami o zrąb domu oparł, całe sąsiedztwo nie dało mu rady.
Ztąd szlachcic dostał przydomek Boruty; bo mówiono powszechnie, że musiał mu djabeł Boruta pomagać, kiedy wszyscy nie podołali jego sile i mocy, a że nosił siwą kapotę, dla różnicy od prawdziwego djabła, dostał przydomek siwy; tak więc zwał się Siwy-Boruta.
Od onéj chwili, nikt go nie zaczepił, każdy pomijał lub ustępował z drogi, nawet w gospodzie pijana szlachta, kiedy porwała się do broni, na sam głos Siwego-Boruty, wychodziła do sieni, albo na podwórze, i tam karbowała sobie dymiące łysiny.
To uszanowanie, a raczéj bojaźń sąsiadów, co znali moc żylastéj prawicy, wbiła go w dumę. Uniesiony nią nie raz w zuchwałéj przechwałce odgrażał, że jak złapie prawdziwego Borutę, to mu karku nakręci; a skarby, których pilnuje, zabierze. Uważano nie raz, że wtedy słyszeć się dawał w piecu lub za piecem śmiech szyderski.
Siwy-Boruta, kiedy pił — a pił nie lada, bo najtężsi bracia piskorze nie mogli go przepić — zawsze pierwszą szklankę wypijał za zdrowie djabła Boruty, a słyszano odgłos zaraz gruby, przeciągły: dziękuję!