Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/261

Ta strona została przepisana.

Żaba. Zupełnie niemal taż sama klechda jest znaną powieścią u wschodnich ludów, z tą główną odmianą, że nie w żabiéj skórze, lecz w małpiéj zaklęta dorodna królewna. Lecz i u nas nieraz zasłyszéć można tę samą klechdę, w któréj także nie o żabie, lecz o małpie opowiadają; spisałem ją tak jako bywa pospolitsza. Dla porównania naszéj klechdy z powieścią indyjską, dołączamy całą wyjętą z Asiatic-Journal.
„Był król mający siedmiu synów, a ponieważ wszyscy doszli do wieku męzkiego, rozmyślał nad tém, jakby ich przyzwoicie pożenić. Ale że nie chciał między bracia wzniecać niezgody, gdyby jednemu nad drugich dawał pierwszeństwo, zasięgnął przeto rady swojego Wezyra, chcąc się od niego dowiedzieć, jakby najroztropniéj postąpić, ażeby każdy z synów zadowolony był zrobionym dlań wyborem. Wezyr, co był rozsądnym człowiekiem, i w tak łaskotliwą, a oraz niewdzięczną sprawę bynajmniéj mięszać się nie chciał, pomyślał chwilę i wyrzekł: — O! królu! jeżeli tę sprawę chcesz zakończyć szczęśliwie, każ festyn powszechny ogłosić, wyjedź z pałacu twego w poblizką dolinę na czele szlachty, królewiczów, synów swoich i licznego wojska, objaw zamiar zgromadzonemu ludowi przez usta swojego sługi; potém każ przynieść siedm łuków i strzał siedm, niech siedmiu królewiczów każdy po jednéj strzale wybierze, i niech te strzały w różne strony z cięciw wypuszczą, a dokąd która poleci, tam niech królewicze szukają, a każdy znajdzie żonę, jaka mu przynależy. — Podobała się królowi ta rada, i wnet zgromadził liczne wojska, wsiadł na swego słonia, i wyruszył ku poblizkiéj dolinie, na czele szlachty, znakomitych urzędników i państwa, a za nim wyruszyło całe miasto, i rozłożono się z mnóstwem koni, wielbłądów i bawołów.
W dniu naznaczonym, gdy lud cały zgromadzony, donośnym głosem oznajmił Wezyr zamiar króla, a skoro królewicze zezwolili, i żądaną od nich złożyli przysięgę, że wszelkim poddadzą się skutkom, przyniesiono siedm łuków i strzał siedm, a bracia uczynili wybór. Wypuścili strzały, a każda w inną poleciała stronę. Jedna upadła przed domem wezyra, który miał piękną córę, pięć poleciało ku pałacom innych znakomitych dworzan, tylko strzała najmłodszego brata, utkwiła w drzewie tamaryndy[1].

Wielkie było pomięszanie z tego zdarzenia. Król naradzał się znowu ze swoim wezyrem, lecz roztropny doradzea zawsze baczny na to, by wszelką odpowiedzialność od siebie oddalić, radził królowi, zapytać o to wieszczków i świętych mężów dworu, co

  1. Tamaryndy, daktyle leśne.