Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 054.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ci... Hanuś! Nie płacz-że, bo mi sie serce kraje... Czegoż ty chcesz, moje dziecko? Powiedz... no czego?
— To mnie... to ja mam za ciebie ciągłe swary w chałupie od ojca... Ty za mnie, to nic! Trafiają mi sie różni ludzie, sam ociec upatrują coraz to kogo inszego, a ja nie, i nie... i dokądże mam tak czekać? Jak ty sam nie stoisz o to...
— Hanuś! Bo doprawdy... Przecie ja ino o tobie zawdy myślę.
— I co mi z tego myślenia?
— A o cóż ci zachodzi? Powiedz...
— Ty wiesz, jak ludzie robią...
— No, nie płacz-że już, nie płacz — zawołał z żalem. — Bedę robił, jak ludzie, kiedy ty tak chcesz... Niech sie już odtąd wszystko do ciebie stosuje! Wezmę sie do podziału...
— Nie... niech ci dadzą wypłat — szepnęła przez łzy.
— Dobrze, niech bedzie i wypłat. Ale ja myślał o czem inszem, i powiem ci szczerze, żebych cię rad bez gruntu widzieć...
— Golusieńką?
— Tak, bo radbych cię ustroić swoją własną pracą.
— A na ten grunt ociecby sie żenili, czy jak? Bo nie rozumiem...
— A niechby zrobili, co zechcą! Mogliby