Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 02.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.
— 64 —

i gdy sanki pomknęły z brzękiem z pod oficyny, szepnął:
— Jucha ten Jędrek, wybrał se pannicę niby łanię, jak Boga tego kocham, będzie chłop używał.

Józia spoglądała za odjeżdżającymi ironicznym, drwiącym wzrokiem.




VI.

— Pojedziemy się przejechać, panno Janino!
— Gdzie tylko pan chce.
— Walek, jedź do szosy. Co było niewłaściwem, to niechże nam pani daruje!.. — zaczął nieśmiało.
— Ależ, panie Andrzeju, daję słowo, że te kilka godzin, przepędzonych u państwa, sprawiły mi prawdziwą przyjemność, za którą panu serdecznie dziękuję.
— Gdyby pani wiedziała, jak panią kocham, jakiego szczęścia pragnę dla pani! — mówił gorąco, okrywając jej ręce pocałunkami. Zamilkł, bo wjechali na szosę i konie ruszyły z kopyta; przygarnął ją do siebie ręką i siedzieli tak, milcząc i poddając się rozkoszy: on siedzenia przy niej, trzymania jej prawie w objęciu, że czuł jej oddech na twarzy; ona zaś temu nieokreślo-