Strona:PL Wacław Nałkowski-Jednostka i ogół 186.jpeg

Ta strona została przepisana.

To jest zapewne w mniemaniu Komitetu już taka pozycya, z której sam dyabeł nie wyprze, bo któż może zabronić komuś, zwłaszcza znakomitemu „finansiście“, gdy jemu podoba się uznać, że coś jest „za obszerne“: powiadam, że za obszerne i basta!
Za pozwoleniem: szanowny Komitet zapomina, że w tej samej seryi III wyszły Zasady Fizyki pana Witkowskiego, złożone z dwóch tomów, a jeszcze nie ukończone! Dlaczegoż więc to, co u p. Nałkowskiego jest „za obszerne“, u p. Witkowskiego nie jest „za obszerne“, choć jest obszerniejsze? Skąd ta podwójna buchalterya?
Tak więc dowiedliśmy zdaje się, że zręcznie i szlachetnie pomyślane argumenty: dla „początkujących“ i „za obszerne“ okazały się w zastosowaniu do mnie, niestety, bezsilnemi[1].
Ale nie poprzestańmy jeszcze na tem, ścieśnajmy dalej naszą obręcz; albo może to wyrażenie nie parlamentarne? bo tak wygląda, jak gdybyśmy, uganiając się za jakimś zwierzem, który się wymyka, zapędzali go do coraz ciaśniejszej klatki; gotów więc

  1. Obok powyższego dowodu konkretnego dla kancelistów, przytaczam tu dowód rozumowy, naukowy — uzasadnienie dla tych, co się na gieografii znają. Otóż gieografia fizyczna musi być znacznie obszerniejsza od kosmografii Jędrzejewicza, albowiem: 1) jest, formalnie biorąc, nauką złożoną z gieologii, hydrologii, klimatologii, biologii. 2) Jest nauką bardziej konkretną, rozpatrującą zjawiska blizkie. 3) Jest nauką mniej ścisłą, zatem dającą pole do różnych teoryj, co zwłaszcza we wstępie historycznym musi się odbić na obszerności. 4) Dlatego wielka dysproporcya tych dwóch części we wszystkich podręcznikach gieograficznych. 5) Moja gieografia fizyczna musiała być jeszcze wyjątkowo obszerna dla tego, że musiały wejść do niej niektóre części gieografii astronomicznej (kształt ziemi, kartografia itd.), które albo tylko pobieżnie, albo całkiem nie były uwzględnione u Jędrzejewicza. 6) P. Czajewicz żądał odemnie wyraźnie, i zupełnie słusznie, ażebym gruntownie traktował kartografię, gdyż inaczej musiałby nią obciążać swą trygonometryę kulistą.
    Z tego czytelnik, znający się na rzeczy, zrozumie, że ja zdawałem sobie dobrze sprawę z tego co mam pisać, i że, choć pisałem po nocach, nie traktowałem rzeczy przez sen, jak Komitet Kasy, który, dziwnym zrządzeniem ironii losu, rościł sobie prawo bezceremonialnego rozporządzania się mą książką, a ztąd do pewnego stopnia i życiem jej autora.