Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 006.jpeg

Ta strona została skorygowana.

szkańców? Helena nie miała ani ścisłych przyjaźni, ani światowych nawyknień, nie należała do żadnego dobroczynnego bractwa; życie jej było bez tajemnic; ile razy wychodziła z domu, wiedziano zwykle, gdzie się udaje. Szukać podobnej kobiety, jest to czyste niepodobieństwo.
Pan Tytus postanowił czekać jeszcze. Usiadł w salonie, zkąd najlepiej można było słyszeć dzwonek drzwi wchodowych, przebiegając myślą po raz setny wszelkie możliwe wypadki, jakie mogły ją zatrzymać.
W rezultacie niepokój nie był niczem usprawiedliwiony. Helena nie miała wprawdzie serdecznych przyjaciółek, u którychby trawiła część życia, ale za to bardzo często szukano u niej dobrej rady, proszono ją o rozmaite przysługi, których ona nie odmawiała nigdy. Coś podobnego mogło się wydarzyć; mogła dać znać o tem do domu, a posłaniec spóźnił się z bilecikiem, albo też zupełnie go zagubił.
Wszakże fakta takie zdarzają się codzień, wszakże doświadczył ich każdy, a wobec nich, niepokój był szaleństwem, z którego Helena i on śmiać się będą, gdy tylko rzecz cała się wyjaśni.
Naprzekór jednak tym racyonalnym rozumowaniom, spokojnym nie był; głucha troska, którą napróżno starał się odżegnać, wgryzała mu się do serca, a pierś tłoczył mu ciężar, zwiększający się z chwilą każdą, jakby ubiegające minuty łączyły się do niego jedna po drugiej, nakształt ciężkich ołowianych kropel.
Po niejakim czasie, bezczynność stała mu się niepodobną do zniesienia. Bez myśli żadnej pochwycił kapelusz i chciał iść, gdzie go oczy poniosą, gdy dzwonek odezwał się w przedpokoju. Nie czekając na służbę, sam pobiegł otworzyć. Nie wątpił na chwilę, że to Helena, i gotował się