Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

Na głos matki córka drgnęła, i podnosząc głowę okazała jej twarz tak smutną, że gdyby hrabina pozwoliła sobie jakiejbądź słabości ludzkiej, wzruszyłaby się do głębi serca macierzyńskiem uczuciem. Ale daleka od tego, zauważyła tylko jak długiego czasu wymagać będą rozrzucone włosy Amelji, zanim do porządku przyprowadzone zostaną.
— Ameljo! wszakżeż to już po pierwszej — wyrzekła.
Amelja spojrzała na nią zmąconym wzrokiem, nie rozumiejąc wyraźnie całej grozy, zawartej w tym zwyczajnym frazesie.
— Po pierwszej, powtórzyła, spoglądając bezmyślnie na niezwykły o tej godzinie strój matki.
— Tak jest, po pierwszej, po pierwszej! — powtarzała tragicznie hrabina — czyż mnie nie słyszysz?
Bo nie przeszło jej nawet przez myśl, by ktokolwiek w jej domu mógł zapomnieć o uroczystości dnia tego. Jednak gdy Amelja pozostała głuchą nawet na te wyrazy, hrabina przyprowadzona do ostateczności wzniosła ze skargą oczy i ramiona do nieba, szepcąc:
— C’est inconcevable!
— O cóżto chodzi? — wyrzekła w końcu niechętnie Amelja, poznając z tego wymownego gestu, że coś ważnego w domu zajść musiało.