Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

Doktór zapewne doskonale rozumiał, jakiej odpowiedzi życzył sobie hrabia; ale ludzie jego wieku i powołania nabierają zwykle szorstkiej otwartości, z którą wystąpił teraz doktór chcąc nawzajem sprobować, czy nie uda mu się zaspokoić podbudzonej ciekawości. Bo widoczny niepokój Horeckiego dowodził, że on miał coś do ukrycia. Dlatego odparł powolnie pociągając dym cygara.
— Jestto stan patologiczny, łatwy do wytłumaczenia. Zwykle w majaczeniach gorączki, tak samo jak w dywagacjach pijaka, wypływają na jaw skrywane myśli i uczucia. Przysłowie nie kłamie mówiąc, że w winie jest prawda.
— Prawda? — przerwał Feliks Horecki — jakto! przypuszczałbyś doktorze....
— Nie dałeś mi dokończyć hrabio. Ja nic nie przypuszczam; medycyna jest nauką faktów; ale widocznie panna Amelja coś wie lub przypuszcza.
— Cóżby ona wiedzieć mogła? — pytał hrabia z tak widocznym frasunkiem, iż doktór powziął przekonanie, że pomiędzy nim a córką nie było porozumienia żadnego. Wzruszył tylko ramionami, i odparł obojętnie niby.
— Pan, jako ojciec najlepiej o tem sądzić możesz.
— Ależ ja nic nie wiem doktorze, nie pojmuję co stało się Amelji, daję ci na to słowo.