Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

dnich dachach wrony krakały złowrogo. Mimowolnie ścisnęło się serce Cecylji jakąś trwogą niewyraźną, zwykłą u tych co przecierpieli już wiele, i nie dowierzają słonecznym chwilom życia. Nie było wyraźnej obawy w myśli młodej kobiety, a jednak zapytywała samej siebie, co go zatrzymać mogło zdala od niej, w tych chwilach zbyt krótkich, w których razem być mogli.
Godzina cała upłynęła; ona czekała daremnie, nasłuchując każdego szelestu. Aż nagle ciężkie kroki dały się słyszeć na wschodach, jak gdyby szło razem kilku ludzi obarczonych jakimś ciężarem. Zbliżyli się, zatrzymali przed jej drzwiami, i weszło czterech robotników niosąc bezprzytomnego Kiljana. W fabryce chemicznej w której pracował, nastąpił wybuch materjałów palnych z niewiadomych powodów; Kiljan ciężko ranny padł jego ofiarą, fabryka była w płomieniach.
Czy traf ślepy sprzyjał zamiarom hrabiego Feliksa, czy wypadek ten był dziełem myśli jego? Wybuchy podobne zdarzają się często: dość na to najmniejszej nieostrożności lub zapomnienia. Ale któż dojść potrafi co było w myśli tego, który się zapomniał; jaka doza dobrej woli wchodziła w to zapomnienie? Nie idzie bynajmniej za tem by hrabia Feliks był podpalaczem lub mordercą; on nawet nie potrzebował nigdy wymówić słów podobnych, trącących kryminałem i galerami. W pewnych poło-