Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

stem więcej jeszcze niż za samego siebie, za tych, co są zależni odemnie.
— Pani — zawołał prawnik zwracając się do Cecylji, która była niemym świadkiem tej całej rozmowy — tu chodzi o panię także; przedstaw mężowi, że upór jego nikomu nie wyjdzie na dobre, że powolność nikomu nie przyniosłaby krzywdy.
Cecylja podniosła łagodne oczy na Kiljana, ale milczała. Przekonanie jego było jej przekonaniem. Jednak gdy spojrzała na twarz jego zbladłą, na ręce poranione, nie miała siły go wypowiedzieć.
— Mój upór — powtórzył Kiljan, którego oczy południowe, rzucały błyskawice, choć rysy i głos pozostały spokojne, — mój upór, jak go się panu podoba nazywać, przeszkodzi grabieżcy spać spokojnie; w braku sumienia gryźć go będzie i trapić, spełniając tajemniczą sprawiedliwość, której niewolno mi uchylać od niego. Powiedz pan stryjowi, że więcej niż kiedykolwiek przekonany jestem, że dowody urodzenia mego istnieją i znaleźć się muszą; powiedz mu, że jeśli nie ja, to dzieci moje upomną się kiedyś o wydarty majątek, a ja praw moich nie zrzeknę się nigdy. Daremnie zwracasz się pan do żony mojej; jej, tak samo jak i mnie, żadna nędza skłonić nie potrafi do postąpienia wbrew własnemu sumieniu.
Z kolei teraz mecenas słuchał go w milczeniu, zapytując w głębi ducha samego siebie, czy czło-