Strona:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf/29

Ta strona została uwierzytelniona.

Dwa dni i dwie noce przebywał Nunez poza murami doliny ślepców, bez pożywienia i bez schroniska, zastanawiając się wciąż nad niepojętem wydarzeniem. Myśląc nieustannie, powtarzał z gorzką ironją kłamliwe przysłowie: „W kraju ślepych — jednoocy są królami“. Ważył przedewszystkiem sposoby pokonania i zwyciężenia tego ludu, ale coraz jaśniej widział, że niema na to rady. Nie posiadał broni, a teraz będzie się trudno o nią wystarać.
Zaraza cywilizacji dotarła do Bogoty. Nunez nie mógł zdobyć się na zamordowanie ślepego człowieka. Oczywiście, gdyby się na to zdecydował, mógłby dyktować ślepcom warunki pod grozą rzezi. Tylko, że — wcześniej czy później — musiałby zasnąć, a wtedy...
Próbował znaleźć jakieś pożywienie w pinjowym lesie, śklecić schronienie przed nocnym chłodem; powziął też słabą nadzieję, że uda mu się zwabić podstępem lamę, rozbić jej łeb kamieniem i tak zaopatrzyć się w mięso. Ale lamy nie miały doń zaufania, spoglądając nieufnie bronzowemi oczyma, i uciekały, kiedy się zbliżał. Drugiego dnia poczuł gorączkę i dreszcze. Wreszcie zszedł wdół do muru, otaczającego Krainę Ślepców, dla rozpoczęcia pertraktacyj. Dążył wzdłuż kanału, nawołując. Aż dwóch ślepców podeszło do bramy i zagadało do niego.
— Byłem szalony — powiedział Nunez. — Jestem jeszcze bardzo młody! W tym tonie zgodzono się prowadzić z nim pertraktacje. Nunez dodał, że będzie teraz mądrzejszy i że żałuje swoich postępków.
I tu, nie panując nad sobą, rozpłakał się, gdyż był bardzo chory i wyczerpany. Płacz jego uznano za dobry znak. Ślepcy zapytali jeszcze Nuneza, czy dalej obstaje przy tem, że „widzi“.