Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.

W tej chwili i obraz poetyczny i śpiewny rytm wiersza tak go ukołysały, że stracił niemal poczucie rzeczywistości.
Nie jest mu już gorąco, ani duszno; czuje na policzkach świeże, wilgotne tchnienie gaju olchowego; słyszy tęskne, przeciągłe tony ligawki, które las powtarza echem wielokrotnem...
Jakże przyjemny wiaterek przeciąga od chłodnego strumienia! jak pachnie mięta wśród gęstej, puszystej, jak aksamit miękkiej i połyskującej trawy! Rozkosznie byłoby położyć się pod drzewem, patrzeć na sunące po niebie lekkie, srebrzyste obłoczki — słuchać gwizdania wilgi, przelatującej z drzewa na drzewo, liczyć listki na najbliższej gałązce — i marzyć... marzyć...
— Sprężycki, nie śpij!...
Cłopiec prostuje się, otwiera na całą szerokość oczy. Znów jest w klasie, znów mu gorąco — znów widzi na katedrze granatowy frak, białą chustkę, czerwone, zgrzane policzki, wychylające się z nakrochmalonych kołnierzyków, jak z wiekiej, porcelanowej misy.
Nauczyciel wciąż czyta śpiewnym, teatralnym głosem z niedużej, na bibule drukowanej książeczki.
Błogosławiona, cuda czyniąca książeczka! Błogosławiony i ten, co umie tak zawładnąć myślami, tak je do swego wykładu przynęcić!
...Inna chwila — inne wrażenie.
Jesień omgliła ulice, zmatowała szyby w kla-