Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.
Ktoś trącił ukradkiem, ktoś spojrzał przypadkiem

Potem okropnie płakali.
W dziecinnej książeczce, w dziewczęcej teczce
powstała nowa rycina.
W cienistej oddali ktoś ujrzał przypadkiem,
Jak kotka pożarła Ylajali.
Czy to się śniło, czy też tak było,
Napróżno by zgadywali.
Czy to rycina sama powstała
Czy sen się zbudził z rysunku,
Nie zgadłby nawet zielony kłębuszek.

Nie zgadła nawet Ylajali.
MÓZGOWICZ
(ponuro, krótko)
Za dużo sensu.
ALFRED
(odchodząc od tablicy)
To wszystko na nic. Ojciec jest zdrajca. Ojciec kocha się w Izi. Mama o tem płacze po nocach. Ja nie chcę.
MÓZGOWICZ
(krzyczy)
Czyś ty oszalał!
MAURYCY
(wskazując na ojca)
Tak, ja wiem. To on chodzi po nocach i wyje. On jest warjat.