Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.
Zamiera w sobie, przez siebie zdradzona.

Kłęby Tytanów i rogate widma
Sypią gwiazd roje
W wydarte otchłanie.
Myśl w własne wątpia zapuściła szpony
I gryzie siebie w swej własnej otchłani
Lecz myśl ta czyja? Samo się nie myśli
Tak jak grzmi samo i samo się błyska.
Punkt się rozprzężył w n-wymiarów przestrzeń
I przestrzeń klapła
Jak przekłuty balon.
Dech wyszedł cały. Tak nicość dyszy
Sama własną pustką
I każde coś gnębi w czasie, który stanął.

Hop! Szklankę piwa!
GREEN
Zaraz profesorze. Dobrze, że nie słyszą tych wierszy w Em. Si. Dżi. Eu.
Wyobrażam sobie, jakieby miny porobili.
MÓZGOWICZ
Pure nonsense, my dear Alfred. Czy nareszcie dostanę piwa?
Co za szkoda, że Izia nie usłyszała tego wiersza.
(do Maurycego)
Czy i teraz, idjoto, nie uważasz mnie za poetę?