Strona:PL Wyspiański - Hamlet.djvu/32

Ta strona została przepisana.

Innym znów razem z jakąż trudnością przyszło mi porozumiewać się z jakimś pachołkiem z »Wiele hałasu o nic«, któremu wypadło mówić ze mną o wcale innych rzeczach a nie o intrygach niegodnego Don Juana; a był z dzidą i w krótkim chitoniku Keryksa Szekspirowskiego i miał w twarzy tę dziwną poczciwość niezdarną i tę naiwną chytrość prostaczków, których Los na posterunkach stawia i śmieszność ich w oczach świata ujawniając, ich czyni rycerzami Prawdy i Cnoty, im daje możność wejrzenia w kłąb intryg, które Złość knuje, im daje Łaskę i przez nich innym oczy otwiera, a zaś, przez dziwną ironię, czyni ich poddanymi nieoszacowanego Dogberrego.
Albo np. miałem z kimś porozumieć się o jakich rzeczach mnie obchodzących, a właśnie wskazano mi osobistość — w opończy długiej sędziowskiej, berecie, lokach, z kółkami szkieł na garbie nosa, z berełkiem, z całą przesadą tej śmieszności w rysach twarzy i ubiorze i ruchach zakłopotanych, komicznego podsędka z »Wiele hałasu o nic«.
To, co mówił ze mną, zgoła inne miało znaczenie dla mnie i musiałem czekać, aż światło dnia czar z niego zmyje.

Albo, — dziś jeszcze dreszcz mnie dziwny wstrząsa,
kiedy przypomnę: — jednego wieczoru
z za kulis patrzę, jak trójca wiedźm pląsa
w okrąg wykrotu, — w mroku. — i to widzę:
jak z przeciwległych kulis pobok idą:
Makbet i Banko. — Czarownice wróżą
ich przyszłość: »Witaj mi Tanie Kawdoru
i Tanie Glamis witaj«. — Aż i znikły, —
przepadły gdzieś ze sceny, — tylko wichry