Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

Pozostawszy sam w pokoju Blanki, usiadł przy małym stoliczku, wsparł na nim łokcie i ścisnął czoło obiema rękami.
Po upływie godziny spędzonej na głębokiem rozmyślaniu, wstał nagle.
— Ta kobieta jest teraz dla mnie niebezpieczną — szepnął — trzeba z nią skończyć!


XIV.
Sama.

Kiedy hrabina de Nancey przyszła do przytomności, był już jasny dzień. Wesoły promyk słońca muskał po szybach zalotnie, a rozkładając się po zakurzonych dywanach i ciężkich wypłowiałych meblach, zdradzał braki pretensyonalnej nędzy zanieporządkowanego pokoju.
Po długiem odrętwieniu ciała, myśl pozostaje prawie zawsze przez kilka minut jakby pod całunem ciężkiej mgły.
Blanka nie stanowiła wyjątku w ogólnej tej zasadzie, a nie mogąc na prędce przypomnieć sobie wypadków dnia poprzedniego, została niezmiernie zdziwioną, że się ujrzała ubraną na łóżku.
Fizycznie czuła się nadzwyczaj utrudzoną. Zdawało jej się jakoby miała połamane członki. Pod względem moralnym, dotkliwy ból cisnął jej serce.