Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/117

Ta strona została przepisana.

Raul uczuł ogarniający go gniew. Oh! gdyby zamiast tych kobiet miał dwóch mężczyzn przed sobą!...
— Czy... o pannie Genowefie mówisz pani, panno Leonido? — wyszeptał ze ściśniętemi zębami.
— A o kim że bym mówić miała, zawołała Leonida z uniesieniem, — o kimże jeżeli nie o Genowefie Vandame? tej której pan jesteś godnym kochankiem, pan, zaledwie wypuszczony z rąk policyi!.. Jest wygnana, rozumiesz pan, wygnana, wygnana panie, tak, jak teraz pana wyganiamy!...
Młody człowiek zachwiał się.
Uczuwał suchość w gardle, krople potu okryły mu czoło.
Napróżno się usta poruszały, nie mógł wypowiedzieć słowa, odwrócił się i taczając się jak pijany, i opierając się o sprzęty aby nie upaść, wyszedł.
Pani de Brénnes gwałtownie zatrzasnęła za nim drzwi od salonu.
W przedpokoju znalazł się sam, chwilowo stracił głowę.
— Tak — rzekł prawie głośno, — publiczna rehabilitacya dla niej tak dobrze jak i dla mnie, oto czego chcę? o to co mieć muszę! Genowefa oskarżona, że jest moją kochanką!! Genowefa wypędzona ztąd! Genowefa przepadła w Paryżu! Lecz znajdę ją, osuszę jej łzy, okażę wszystkim, dając jej moje nazwisko, że jej honor zarówno jak i mój jest bez plamy! Oh! nikczemne kobiety, znieważyłyście nas obojga, lecz Bóg sprawiedliwy, odda wam złem za złe...
Raul zeszedł na dół.
Widząc go przechodzącego dziedziniec, bladego z zapadłem i policzkami, oczami obłąkanemi, odźwierny zbliżył się do niego...
— Co się panu stało, panie wicehrabio? — zapytał go, — zdaje się pan być chorym, czy pan cierpi?
— Tak, — odrzekł p. de Challins, któremu nagle myśl przyszła do głowy — cierpię bardzo... Dowiedziałem się coś bardzo złego.
— Coś bardzo złego? — powtórzył z ciekawością odźwierny.
— Od pani margrabiny?
— Tak; — pani de Brennes powiedziała mi, że pewna młoda dziewczyna, która bardzo mnie zajmowała, dla której wiele miałem szacunku, panna Vandame, nie mieszka już u pani margrabiny i to mnie bardzo zmartwiło...
— Ah! — zawołał odźwierny, my wszyscy byliśmy również zadziwieni i zmartwieni, bo bardzo kochaliśmy pannę Genowefę, i szanowaliśmy ją. Tak zacna panienka!!
— Czy dawno odeszła?
— Około dziesięciu dni...


XII.

— Zapewne panna Genowefa powróciła do rodziców... — mówił dalej Raul de Challins...
— Nie sądzę panie... — odpowiedział odźwierny.
— A czy nie wiesz gdzie się udała?
— Jak się zdaje dostała miejsce w innym domu... przynajmniej tak się domyślam z kilku słów zamienionych pomiędzy nią a jakimś młodym człowiekiem, który przyszedł jej pomódz w zabraniu rzeczy.
— A nie wiesz w czyim domu umieściła się wychodząc ztąd?
— O! co tego to nie wiem...
— A czy nie wiesz czasem z jakiego powodu pani de Brennes oddaliła pannę Vandame?
— Podobno skutkiem jakiejś sprzeczki...
— Sprzeczki? w jakim przedmiocie?
— Służący nie domyślają się, nie mogli więc nic mi powiedzieć.
— Dziękuję ci mój przyjacielu — rzekł Raul