Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/126

Ta strona została przepisana.

— Całem i siłami.
— Chcę ażeby moja rehabilitacya była zupełną, rozgłośną i liczę na ciebie w dowiedzeniu przysięgłym mej niewinnności.
— Na mnie? zapytał Filip z zadziwieniem i niespokojnością zarazem.
— Naturalnie! wszakże jesteś adwokatem. Czyżbyś mi odmówił podjąć się mojej obrony?
Filip uczuł nowy dreszcz wstrząsający jego ciałem.
— Ja mam cię bronić?.. wyjąknął.
— Gdzież mógłbym znaleźć głos bardziej przekonywający, a zarazem serce bardziej oddane?
— Ależ Raul ma słuszność, ma słuszność najzupełniejszą, odezwała się baronowa, widząc pomięszanie swego syna. — Nikt na świecie nie byłby w stanie lepiej bronić jak ty, sprawy twego kuzyna. — Łatwo ci przyjdzie dowieść, że Raul padł ofiarą jakiejś zemsty, i że pobudką sprawcy zbrodni jedynie była nienawiść... Jeżeli tak nie było, to nas chyba powinniby oskarżyć, wszak skaranie Raula jako naszego współspadkobiercy nam tylko korzyśćby przyniosło.
— Ach! moja ciotko, moja ciotko, zawołał, młody człowiek, komuż podobna myśl przyjśćby mogła do głowy!..
— Mogłaby z łatwością przyjść komukolwiek, odrzekła pani de Garennes, — a zatem dla nas zarówno jak i dla ciebie, potrzeba, ażeby Filip wziął tę sprawę w swoje ręce, pomagał ci w wytropieniu potwarców i oddał ich w ręce sędziów! Filip wahać się nie powinien.
— Ja się nie waham, moja matko! rzekł adwokat z żywością. — Jeżeli przed chwilą zdawałem się nie zdecydowanym, to dla tego, że obawiałem się czy dam radę takiemu zadaniu, radbym słyszeć głos bardziej zdolny od mego, jednego z tych książąt kratek sądowych, broniącego mego kuzyna... lecz kiedy Raul czyni mi ten wielki zaszczyt, że pokłada we mnie zaufanie... i oddaje los swój w ręce moje... przyjmuję.
— Dziękuję ci mój kuzynie...
— To ja ci dziękuję żeś mnie wybrał z pomiędzy wszystkich! a zresztą ostatecznie, być może masz słuszność... Przywiązanie moje do ciebie uczyni mnie wymownym, da mi dar przekonania! Podejmuję się dowieść sądowi o istnieniu spisku, podszepniętego przez nienawiść i mającego na widoku ohydną zemstę... Razem odwiedzimy doktora Gilberta, muszę z ust jego posłyszeć szczegóły tego dziwnego odkrycia... powie mi co o tem wszystkiem myśli.
— Doktór Gilbert niewątpliwie uczyni to wszystko, mój kuzynie, odrzekł Raul... Uprzedzę go o twej wizycie, bardzo będę szczęśliwy, jak cię pozna i oceni... Jestto człowiek nadzwyczajny.
— A czy mówił ci o naszej kuzynce... tem dziecku tajemniczo wychowanem, ukrywanem przed całym światem?
— Nie. — On sam nie wie, czy córka naszego wuja żyje, czy też umarła... W tej chwili właśnie zajęty jest poszukiwaniem jej.
— A czy ma przynajmniej jakie wskazówki?
— Żadnych, wie tylko, że dziecko urodziło się w Compiègne, i nic więcej.
— Oby mógł ją odszukać... Bylibyśmy bardzo szczęśliwi, moja matka i ja, gdyby legalna sukcesorka objęła w posiadanie fortunę swego ojca, lecz nie możemy pomagać doktorowi Gilbertowi w jego poszukiwaniach, przedewszystkiem trzeba się tobą zająć.
— Cóż będziemy robić?
— Rozpoczniemy od szczegółowego zbadania wszystkiego, co się zdarzyło od śmierci naszego wuja, aż do chwili kiedy przyjechałeś do Compiègne wraz z furgonem przedsiębierstwa pogrzebowego. Wybadamy woźnicę furgonu. Wybadamy również ludzi w oberży, w której nocowałeś.
— Lecz — zauważył Raul, sędzia śledczy już się tem wszystkiem zajmował.
— My do tego inaczej się weźmiemy, powtarzając wszystko to co on robił... On stał na stanowisku oskarżenia, my zaś czynić to będziemy z punktu widzenia obrony... Bądź spokojny, nie zapomnę o niczem, postaram się nawet sprawdzić zkąd powstały, plotki, które naprowadziły sąd na przypuszczenie zbrodni i aresztowanie ciebie. Tym sposobem dojdziemy do odkrycia potwarcy, uda się to nam niezawodnie, obowiązuję się formalnie!
Raul, za całą odpowiedź ze szczerem wzruszeniem uściskał rękę Filipa.
— Chwili nie ma do stracenia! odrzekł ten ostatni. Zaczniemy od jutra pracować wspólnie, a potem pojedziemy odwiedzić doktora Gilberta. Pilno mi podziękować mu, za to co uczynił dla ciebie, gdyż bez niego nie wypuszczonoby cię na wolność, i gdyby ciało naszego wuja nie było odnalezione, nie wiem czy byłoby możliwem wykazać twoją niewinność!..
— Ah! zawołał Raul! żeby nie doktór Gilbert, byłbym zgubiony, bez ratunku! Jemu zawdzięczam życie, nie przeżyłbym bowiem hańbiącego wyroku...
— Wdzięczność moja wyrównywa twojej!! rzekł Filip z ogniem, potem dodał. — Trzeba nam często się z sobą widywać... Gdzie się zobaczymy?
— Tutaj mój kuzynie, jeżeli ciotka pozwala... rzekł pan de Challins z żywością, myśląc o Genowefie.
— Nietylko pozwalam, odrzekła baronowa, lecz liczę na to, że będziesz jadał z nami... Zapewne przed końcem twych kłopotów, nie będziesz mieszkał w pałacu na ulicy Garancière?
— Nie mylisz się moja ciotko... Wynająłem mały apartamencik na parterze jednego domu na ulicy Saint-Dominique... Przyjmuję z całego serca twoje zaproszenie moja kochana ciotko.
— Wybornie, rzekł Filip, będziemy się widywać tutaj u mojej matki... Ah! jeszcze słowo. — Dając ci wolność tymczasową, czy oznaczyli ci jaki termin do działania i złożenia dowodów niewinności?
— Żadnego... śledztwo prowadzi się w dalszym ciągu..
— Bardzo dobrze, zobaczę się z sędzią Galtier. Pewna myśl, która mi się wydaje dobrą, lecz która chciałbym ażeby dojrzała, zanim ci o niej powiem, przyszła mi do głowy... No a teraz kuzynie, czy idziesz do swego mieszkania na ulicę Saint-Dominique?
— Tak.
— Jeśli chcesz pójdziemy razem... Ja także chciałbym wcześniej wrócić do domu i myśleć o twojej sprawie...
Kuzynowie opuścili dom baronowej de Garennes, pożegnali się na trotuarze ulicy Madame i każdy udał się w stronę swego mieszkania.
Raul czuł się bardzo uspokojonym.
Zdawało mu się, że miał jeden dowód więcej niesprawiedliwości sądu doktora Gilberta co do Filipa i pani de Garennes.