Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/37

Ta strona została przepisana.

— Nie wyjdziemy z pałacu... będziemy czuwać w tym pokoju...
— A więc odjeżdżam...
— Czy nie sądzisz kochany Raulu, że zanim wyjedziesz należało by uczynić jeden krok konieczny, chyba, że uważasz za stosowne ażebym ja to spełnił.
— O czemże to mówisz?
— O uprzedzeniu notaryusza mego wuja.
— Myślałem już o tem.
— Ah! — rzekł Filip, którego wzrok wyrażał niepokój. — Widziałeś więc notaryusza?


XVII.

— A... — zaczął Filip drżącym głosem, gdyż pomimo panowania nad sobą, nie był w stanie ukryć wzruszenia — a czy nie powiedział ci, że jest depozytaryuszem testamentu?
— Nie ma on nic podobnego w swoich rękach — odrzekł Raul — nawet jest przekonany, że nasz wuj nie zostawił żadnego rozporządzenia. Z resztą gotowe ma dla nas, rachunki wartości deponowanych u niego i w banku...
— A czy radził ci jak postąpić?
— Nic mi nie radził zupełnie, wszystko pójdzie naturalną koleją rzeczy.
W tej chwili wszedł Honoryusz.
— Czego chcesz mój przyjacielu — zapytał Raul.
— Kazałem przygotować śniadanie — odrzekł stary sługa — myślałem, że pani baronowa i panowie będą potrzebowali jakiegoś posiłku...
— Miałeś słuszność, trzeba podtrzymać siły... będą nam one potrzebne... Honoryusz zostanie w tym pokoju, podczas gdy my zejdziemy do sali jadalnej... proszę cię moja ciotko.
Jedząc pośpiesznie, zredagowano zawiadomienie o śmierci i ułożono listę osób, które wypadało zaprosić na pogrzeb hrabiego de Vadans.
Przy stole siedzieli bardzo krótko.
Przed opuszczeniem pałacu, Raul wydał rozkazy Honoryuszowi co do drukowania i rozesłania biletów zapraszających.
Baronowa z synem powróciła do pokoju zmarłego. Jak tylko pozostali sami, Filip odezwał się do matki:
— Słyszałaś matko, nie ma innego testamentu prócz tego który mam w kieszeni...
— Tak — odrzekła pani de Garennes — i możesz teraz bez obawy zobaczyć, jaką część mój brat nam w nim przeznaczył.
Filip wyjął z kieszeni kopertę, której część górną przeciął scyzorykiem. Arkusz papieru stemplowego, włożony tam przez hrabiego pierwszy wpadł mu w oczy.
— Co to jest? — rzekł zadziwiony.
I półgłosem odczytał znane już czytelnikowi pokwitowanie Mikołaja Vendame z odbioru dziecka, wystawione na imię Honoryny Lefebvre.
Usłyszawszy nazwisko Mikołaja Vendame pani de Garennes zawołała:
— Vendame! ależ to nazwisko twego służącego.
— Tak jest — odpowiedział Filip — Julian Vendame pochodzi z Nanteuil-le-Haudoin, a Mikołaj Vendame jest jego ojcem, ale to nam nie wyjaśnia co znaczy ten papier...
— Obawiam się odgadnąć — rzekła pani de Grarennes. — Przeczytaj testament.
Filip wziął arkusz papieru i czytał głuchym głosem:
„Ja, Karol-Maksymilian hrabia de Vadans, zapisuję cały mój majątek, wynoszący sześć milionów, siedemkroć sto tysięcy franków, mojej prawej córce...“