Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

mojego dziecka pan pragniesz... jego szczęścia... i zupełne masz prawo stawiać swoje warunki... Ale pozwól spytać się z pokorą, dla czego te warunki są tak straszne i tak surowe?... Dla czego nie pozostawiasz mi nadziei, że przynajmniej kiedyś, Dyoniza się dowie, że jestem jej ojcem.
— Bo ja nie obiecuję nigdy tego, czego nie mogę, i czego nie chcę dotrzymać, a ta nadzieja nie ziści się nigdy!... Ja ci powiedziałem: jeżeli Dyoniza będzie znała związek krwi, który ją z tobą łączy, będzie forsownie dzieliła swoje serce na dwie połowy... a ja chcę całego jej serca... I to jest dopiero jedna przyczyna, która na postanowienie moje wpływa nieodmiennie... Jest jeszcze inna... równie ważna jak ta...
Nieznajomy przerwał sobie.
— A ta druga? — spytał cieśla, blady i drżący.
Wacham się ją wypowiedzieć...
— Błagam pana na kolanach, mów pan...
— Obawiam się, aby moje słowa nie zraniły cię i nie rozgniewały.. . — Czyż mam prawo gniewania się o coś?... Ah! ja aż nadto znam moje nędzne położenie... Wreszcie to Opatrzność pana przysyła. Od pana, mogę wszystko przyjąć...
— A zatem, wiem, że jesteś uczciwym człowiekiem... Znam wszystkie okoliczności, w obydwóch fatalnych sprawach za które byłeś skazany... Ale nareszcie piętno zostaje, a świat sądzi tylko z pozorów... Nie chcę aby dziecko wychowane pod mojem okiem, spytało mię kiedyś: „Gdzie jest mój ojciec?” i nie chcę być zmuszonym odpowiedzieć mu: „moja córko twój ojciec jest w więzieniu!...” Nie chcę przedewszystkiem, aby dziecko, któ-