Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

Czy potrzebuję ci mówić, że jej wpływ na młodą panienkę tego charakteru i umysłu co panna Lucyna, jest zupełnie żaden...
Pozostaje mi teraz tytko, dobra matko, przedstawić ci moje wielkie i ambitne marzenia, które ośmielam żywić a o których ci wspominałem wyżej.
Najpierwsze i najgłówniejsze, opieram przedewszystkiem na gorącej miłości pana Verdier dla pieniędzy, i na jego oziębłości dla córki, to jest na jego obojętności...
Pan Verdier nie ma osobiście nic, prócz prawa używania procentów od majątku Lucyny; będzie zmuszony oddać jej do rąk ten majątek cały, jak tylko skończy dwadzieścia jeden lat, to jest za dwa lata... Nikt o tym szczególe nie wie, ale ty i ja, moja matko, my go znamy, ponieważ testament twojego wuja był nam komunikowany...
Pan Verdier, jak sądzę na pewno, więcej dba o zatrzymanie pieniędzy jak córki...
Gdyby człowiek szlachetnie urodzony i dobrze postawiony, przyszedł i powiedział mu:
— Kocham pannę Lucynę, i proszę o jej rękę... Ale nie chcę nic zgoła prócz niej... Zostaniesz panem na przyszłość, jakim byłeś dotąd, wyłącznym panem jej majątku...
Dlaczegóżby pan Verdier, nie miał radośnie przyjąć takiej szczerej propozycyi, i dla czego nie miałbym być tym człowiekiem, któryby mu ją ofiarował?
Ztąd cię słyszę wykrzykującą, moja dobra matko:
— Kochane dziecko, jakże ty żyć będziesz!... twoja żona?... Czy można myśleć o małżeństwie, gdy się nic nie ma, i nic przyjąć nie chce?...