Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/349

Ta strona została skorygowana.

— To zapewne Lucyna... — pomyślał Achiles Verdier — nie trzeba aby odgadła stan mojej duszy i aby nie podejrzywała, że jakiś straszny wypadek ma się spełnić... Powinieniem być w obec niej spokojny i oddany w zupełności radości z powrotu do domu.
Obrócił klucz w zamku, drzwi się otworzyły, ale zamiast oczekiwanej pięknej twarzy młodej dziewczyny, znalazł się oko w oko z jej damą do towarzystwa, która mu oddała głęboki ukłon:
Pan Verdier nie mógł powstrzymać ruchu wyraźnie zniecierpliwienie oznaczającego..
— Cóż u diabla, pani Blanchet — wykrzyknął — jakoś się pani dziś wcale nie udaje... i ta chwila wcale nie jest dobrze wybrana!... Robię rachunki... obliczenia... bardzo ważne i pilne... potrzebuję być samym!... do widzenia!...
I chciał zamknąć drzwi.
Wdowa po poruczniku straży nie straciła odwagi. Stanęła tak iż nie pozwoliła panu Verdier spełnić jego zamiaru, a przybrawszy tajemniczą fizyognomię i położywszy palec na ustach, rzekła głosem zaledwie dosłyszalnym:
— Stokrotnie pana przepraszam, panie Verdier, że nalegam!... Znam całą ważność zajęcia jakie pana w tej chwili absorbuje... ale mam udzielić panu wiadomości, której ważność jest jeszcze większą i która nie cierpi żadnej zwłoki... Niech że pan raczy z łaski swojej odłożyć na bok na chwilę wszystkie inne sprawy i wysłuchać mnie bezzwłocznie...
Ex kapitana zdziwiło to bardzo, że pani Blanchet wyraziła się prawie zupełnie po prostu... Wistocie trzeba