Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/404

Ta strona została skorygowana.

to panu otwarcie i odrazu zkąd wiem o wszystkiem, abyś mi się o to już więcej nie pytał... Otóż Lucyna nie była nigdy bardzo szczęśliwą... ona to panu powiedziała sama z anielską słodyczą, ale każdy niesie mniej więcej cierpliwie swój krzyż na tym świecie... jej krzyż, powiedziawszy prawdę nie był zbyt ciężki; to też ja powtarzam raz jeszcze, o przeszłości nic nie mówię!... Dziś rzeczy się zmieniają... Lucyna jest dziś zupełnie nieszczęśliwa, upada pod ciężarem boleści, rozpacz ją zabija, a tego właśnie być nie powinno...
— Cóżem więc jej zrobił? — pytał pan Verdier tonem suchym.
— Czy pan tego nie wiesz?...
— Nie rozumiem?...
— Jeśli tak, to ja to panu wytłomaczę!... Najprzód okazałeś się niesprawiedliwym i okrutnym względem niej, kiedy cię na klęczkach błagała, z rękoma załamanemi, abyś miał litość nad panem de Villers, który nie jest winien więcej odemnie...
Achiles Verdier przerwał gwałtownie podmajstrzemu.
— Cóż u pioruna!... — krzyknął — czy nie widzisz co się tu dzieje!... i Lucyna nie odrzuca ze wzgardą tych nikczemnych pretensyi!..
— Ja nie znajduję wcale aby miłość uczciwego człowieka była tak pogardy godną!
— Ty znasz te niegodne uczucia?...
— Już od pewnego czasu domyślałem się ich...
Pan Verdier uderzył pięścią w stół z wściekłością.
— Może nawet pochwalasz je? — wymówił z ironią.