Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/478

Ta strona została skorygowana.

— Aż do dziś, i aż do tej godziny nie znałem pana, źle sądziłem, byłem niesprawiedliwy względem ciebie!... Dziś uznaję, i głosić będę wszędzie, że pan jesteś najlepszym, najwspaniałomyślniejszym z ludzi... Masz pan rzeczywiście serce ojcowskie!... jesteś godnym takiej córki jaką jest panna Lucyna, i zasługujesz w zupełności na jej szacunek i cześć!... Co do mnie, panie Verdier, nie przesadzam ważności mojej... jestem nędzny robak na ziemi, ale jeżeli kiedykolwiek będziesz pan potrzebował aby ten robak dał się zdeptać dla pana, powiedz tylko jedno słowo, daj znak, a ja ci nie poskąpię posłuszeństwa ani poświęcenia mego!...
Wymawiając słowa powyższe głosem wzruszonym, Piotr Landry pochwycił obie ręce Jakóba Lambert, przycisnął je gorąco do piersi i ust, okrył je pocałunkami, i łzami.
— Uspokójcie się Piotrze... uspokójcie się... proszę was! — odpowiedział ex-kapitan nie bez pewnego zniecierpliwienia.
Lucyna bardzo wzruszona i rozrzewniona, a jeszcze więcej zdziwiona może, przypatrywała się spokojnie tej scenie, która przez swą przesadę i nienaturalność, stawała się dla niej niezrozumiałą.