Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/622

Ta strona została skorygowana.

Lucyna zerwała się, chcąc rzucić się w objęcia Piotra Landry, lecz spostrzegłszy Andrzeja de Villers obok niego, żywym oblała się rumieńcem.
Liczni świadkowie tej sceny, patrzyli i czekali napróżno starając się zrozumieć co się dzieje...
Andrzej de Villers już rzucić się miał na swego rywala, i spoliczkować go w obec wszystkich...
Piotr Landry powstrzymał go, szepcząc mu do ucha:
— Cierpliwości!... przyjdzie i na ciebie kolej, panie Andrzeju!...
Potem postępując ku gospodarzowi domu, który czuł że jest zgubionym bezpowrotnie, rzekł głosem głuchym lecz bardzo wyraźnym:
— Nie dotrzymując swojej przysięgi, dałeś mi pan prawo niedotrzymania mojej!... Oddając rękę Lucyny nędznikowi, który mnie spotwarzył, zerwałeś węzły, które mnie z tobą łączyły!... Ja nie pozwalam na małżeństwo tej młodej osoby z tym panem... i mam do tego prawo, gdyż jestem jej ojcem!...
Okrzyk podziwienia dał się słyszeć ze wszystkich stron...
Jakób Lambert, złamany, padł na fotel. Podobnym był do konającego i wcale nie myślał przeczyć.
Maugiron tylko, próbował nie tracić miny.
— Nie słuchajcie państwo tego szaleńca! — zawołał z wściekłością — nie wierzcie mu!... to oszust i waryat!... to zbrodniarz, którego policya poszukuje!... chciał mnie zamordować!... Pojmać go trzeba i związać!...
Już Lucyna rzuciła się w objęcia Piotra Landry.