Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/162

Ta strona została przepisana.

odwagi uczynić! Skoro twój gniew przeminie, a nadejdzie rozwaga, oszczędzisz stojącemu nad grobem starcowi wyjawienia prawdy, która zabićby go mogła. Nie obciążysz wyrokiem wiecznej hańby wychowanego przez siebie dziewczęcia, tamując jej tym sposobem drogę do zaślubienia mnie i uznania własnego dziecka!
Ze zwykłą sobie zręcznością, Loc-Earn rozwijał dalej swe dowodzenia, aż wreszcie zdołał przekonać biedną kobietę, iż nie należy jej do wynikłego nieszczęścia dodawać nowych utrapień, któreby obecne położenie tylko pogorszyć mogły, tak, iż pokonana nareszcie, zawołała z westchnieniem, załamując ręce:
— A zatem, milczeć potrzeba!
— Nieodwołalnie, moja dobra Urszulo, odrzekł, uspokój się, proszę. Obmyj twarz zimną wodą, uporządkuj rozrzucone włosy, które ci nadają pozór obłąkanej, i pójdź wraz ze mną do Henryki.
W kilka minut później zeszli oboje do fiakra, gdzie córka pana d’Auberive rzuciła się w objęcia starej swej sługi, okrywając ją pocałunkami.
— Och! moje dziecię, powtórzyła kobieta z niewysłowioną tkliwością tuląc ją do siebie, moje biedne, drogie, ukochane dziecię!
Robert, niechcąc być świadkiem tej sceny, siadł obok woźnicy.
— Dokąd mamy jechać? zapytał Bijou.
— Na stację drogi żelaznej Orleańskiej, odrzekł Loc-Earn.
I Henryka z Urszulą odjechały tym samym pociągiem, którym miały jechać przed pięcioma dniami.