Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/83

Ta strona została przepisana.

odrzekł pan d’Auberive, w takim razie ja jestem twoim dłużnikiem. Jakże ci mam dziękować, żeś nawiedzić chciał starca, o którym świat cały zapomniał. Dla czego jednak wcześniej nie powziąłeś tego pięknego zamiaru?
— Myślałem o tem niejednokrotnie, myślałem od dawna, rzekł Robert, i pragnąłem z całej duszy.
— Odwiedzić mnie? a jednak nie uczyniłeś tego?
— Nie znajdowałem powodu, któryby mógł usprawiedliwić mą śmiałość.
— A obecnie znalazłeś go?
— Tak, panie.
— Jakiż to, radbym wiedzieć?

XIV.

— Prosząc pana o zaszczyt przyjęcia mnie w jego domu, rzekł Robert po chwili milczenia, podczas którego rozmyślać się zdawał, powyższe moje żądanie mogło byłoby być mylnie zrozumianem. Mogłeś pan łatwo udzielić mi odmowę w sposób upokarzający mą miłość własną, moją ambicję, a przyznaję, że jestem dumnym.
— Jestże to wadą, przerwał pan d’Auberive. Gdyby nią było, jest to w każdym razie wada dusz wielkich. Wytłomacz mi jednak jaśniej, dodał po chwili, dla czego i z jakiej przyczyny mógłbym fałszywie zrozumieć to postąpienie tak naturalne i proste z twej strony.
— Przechodziłem w mem życiu bardzo ciężkie chwile, rzekł Robert, walczyłem z nadludzkiemu trudnościami. Kto wie zatem, czyli ujrzawszy mnie przybywającego do siebie w jednej z owych prób ciężkich, nie nasu-