Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/214

Ta strona została przepisana.

patyczny. Z całą przyjemnością załatwię ci dla niego, co mi polecić raczysz, baronie.
— San-Rémo jest zapalonym myśliwym, prawdziwy typ Nemroda. Proponuję mu obecnie nabycie pewnej ziemskiej posiadłości w Touvaine w pobliżu wielkich lasów twojego kuzyna, wicehrabiego de Grandlieu, który nigdy nie poluje.
— Poczynam rozumieć, odparł śmiejąc się Jerzy. Młody markiz chciałby otrzymać od mego kuzyna prawo polowania na jego ziemiach?
— To właśnie, a skoro otrzyma to zezwolenie, natychmiast przystąpi do nabycia własności, o jakiej ci mówiłem.
— Jest sposób pokonania trudności, odparł Jerzy.
— Jakiż to sposób? zapytał Croix-Dieu.
— Mój kuzyn, pragnąc posiadać portret swej młodej żony, zaszczycił mnie zamówieniem tej pracy. Przyprowadzi wicehrabinę do mej pracowni, gdzie lada dzień rozpoczną się posiedzenia. Usunę dla markiza San-Rémo zakaz surowy, jaki podczas wymienionych posiedzeń ma niedozwalać wchodzić nikomu. Jakiś zręcznie naprzód obmyślany powód, da mu możność przestąpienia progu mej pracowni, a wtedy natychmiast go przedstawię panu de Grandlieu, co w podobnych warunkach nie będzie przekroczeniem form towarzyskich. Po przedstawieniu niechaj markiz stara się zjednać dla siebie mego kuzyna i niech go prosi o udzielenie sobie praw na polowanie. Jakże ci się wydaje ten mój plan, baronie?
— Wyborny! odrzekł Croix-Dieu, w ten sposób istotna rzecz ułoży się daleko lepiej.