Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/243

Ta strona została przepisana.

Nie mógł obejść się bez niej, a jeśli miała jakie przelotne rywalki, pozostawały one przed nią w najściślejszem ukryciu.
W loży naprzeciw, zajętej przez pana de Grandlieu z małżonką, mówiono o debiutantce.
— Czyś zauważył to młode dziewczę? pytała Herminia, zwracając się do męża. Jak ją znajdujesz?
— Bardzo dobrze, odrzekł wicehrabia.
— Nieprawdaż? mówiła dalej pani de Grandlieu. Posiada ona niezwykłą dystynkcję, ładna, sympatyczna, pełna wdzięku, słowem bardzo mi się to dziewczę podoba. Inne miałam wyobrażenie o aktorkach z bulwarowych teatrów. Powiedz mi jaką ma ona reputację?
Pan de Grandlieu roześmiał się.
— Dlaczego śmiejesz się, zamiast odpowiedzieć? pytała Herminia.
— Ponieważ zmuszony jestem wyznać ci z zarumienieniem, drogie dziecię, mą absolutną nieświadomość co do teatralnego w ogóle personelu. Byłem tu wszystkiego trzy lub cztery razy w mem życiu, a nigdy nie słyszałem o pannie Dinie Bluet. Jest to, jak widzę, bardzo powabna artystka. Uczciwa jej fizjognomia przemawia na jej korzyść. O ile sądzę posiada ona rzeczywisty talent, lecz jest jeszcze młodą, być może kiedyś sławną zostanie.
— Masz słuszność, odrzekla Herminia, pozyska sławę, bo na nią zasługuje. Zobaczymy ją kiedyś występującą w teatrze Komedji francuskiej.
— Ach! wyszepnął pan de Grandlieu, lepiej dla niej byłoby może, gdyby nieznana żyła gdzie w ukryciu,