Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/108

Ta strona została przepisana.

— Panie sędzio, zaczął nieśmiało Jobin, nie wiem doprawdy jak mam wyrazić moje przekonanie, lecz zdaje mi się, że ztąd pochodzi ta ich siła, ponieważ są niewinnymi.
Boulleau-Duvernet cofnął się nagłe.
— Co, co? zawołał, co mówisz?
Jobin powtórzył poprzednio wyrzeczone słowa.
— Ależ to szaleństwo! rzekł sędzia. Posiadamy przeciwko nim całe stosy dowodowi Wszystko ich obwinia, wszystko !
— Wiem o tem, dla tego to powtarzam raz jeszcze, jestem najmocniej przekonanym, że nie są winnymi.

XI.

Pan Bolleau-Duvernet wzruszył ramionami.
— Miej się na baczności Jobin, ostrzegam, wyrzekł poważnie. Agent policyjny winien przedewszystkiem unikać złudzeń i paradoksów. Widzę że stoisz na fałszywej drodze. Chcesz przeczyć oczywistości, o jakiej człowiek ze zdrowemi zmysłami nie może wątpić na chwilę.
— Lecz panie sędzio, zaczął Jobin.
— Dość! przerwał tenże surowo. Nie mam ni czasu, ni chęci do dyskutowania z tobą. Zostałeś owładnionym, jak dziecko przez ludzi, których w ciągu dziesięciu minut znagłą do wyznania zbrodni. Gdzie jest waliza pana de Presles?
— W sądowej kancelarji.
— Cóż się w niej znajduje?