Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/211

Ta strona została przepisana.

Zdjąwszy z siebie zegarek z łańcuszkiem, podała go woźnicy.
— Weź to, wyrzekła, wartość tego przedmiotu przewyższa stokroć twoje żądanie. Zapłaciwszy, odbiorę to od ciebie.
— Zgoda! rzekł, w każdym razie warto to więcej nad dziesięć franków. Wsiadaj pani. Dokąd mam cię zawieść?
Herminia wiedziała od męża adres markiza San-Remo, wskazała numer i ulicę.
Stary powóz zatętnił po bruku żałośliwie i w ciągu kwadransa zatrzymał się przy ulicy de Boulogne, przed znanym nam pałacykiem.
Pani de Grandlieu wysiadłszy, zadzwoniła.
Jerzy Trejan po kilku bezsennych nocach czuwania odjechał do siebie, pozostawiwszy barona przy chorym.
Andrzej San-Remo spał.
Croix-Dieu siedząc przy stoliku, oświetlonym lampą, czytał dzienniki, gdy we drzwiach ukazał się lokaj markiza, szepcząc cicho:
— Panie baronie. W salonie czeka jakaś dama, która chce widzieć mojego pana.
— Dama? powtórzył Croix-Dieu. Cóż to za dama?
— Nie wiem tego, po raz pierwszy tutaj ją widzę.
— Pójdę sam rozmówić się z tą damą, odrzekł Croix-Dieu. Czeka powiadasz w małym salonie?
— Tak, panie baronie!
Baron wyszedł do przyległego pokoju, spojrzawszy na uśpionego Andrzeja.
Herminia oczekiwała w łatwem do zrozumienia wzru-